Najciemniej pod latarnią
Podczas prowadzonego przez władze audytu w siedzibie jednej z rosyjskich organizacji antypirackich znaleziono pirackie oprogramowanie. Pracownicy Roscomnadzora wykorzystywali nielegalne kopie programów Autodeska, Corela i Microsoftu. Wartość nielegalnego oprogramowania oceniono na wiele tysięcy dolarów. Śledczy zarekwirowali pięć komputerów.
Przedstawiciele Roscomnadzora mówią, że nielegalne oprogramowanie zainstalowano przed wielu laty i podkreślają, że na komputerach kierownictwa nie znaleziono żadnych pirackich programów. Zapewnili też, że obecnie zablokowali swoim pracownikom możliwość instalowania programów na własną rękę.
W ubiegłym miesiącu w Rosji, między innymi pod naciskiem Roscomnadzora, przyjęto bardziej surowe prawo autorskie. Organizacja zapowiedziała, że przyjmie każdą kraę, a ze swej strony ukarze pracowników, którzy korzystali z nielegalnego oprogramowania.
Komentarze (1)
Usher, 7 sierpnia 2013, 01:39
Znowu jakieś zniekształcenia, zmieniające sens wiadomości.
1. To nie jest "organizacja antypiracka" (pozarządowa), tylko organ rządowy Federacji Rosyjskiej, urząd podległy właściwemu ministerstwu.
2. Służba ta (instytucja państwowa, nie organizacja) używa rosyjskiego skrótu Roskomnadzor i takiej nazwy należy używać w języku polskim, a nie zapożyczeń dookoła świata. Zasady transkrypcji z rosyjskiego od lat są niezmienne i jeden uparty Głuchowski nic tu nie zmienił.
3. W języku polskim wypadałoby też używać polskiej odmiany Roskomnadzoru (nadzór - nadzoru), a nie obcojęzycznej formy (tym razem rosyjskiej).
4. Nazywanie zakwestionowanego oprogramowania pirackim lub nielegalnym może być nadmiernym uproszczeniem sprawy, bo w źródłowym tekście brak szczegółów. Z całą pewnością można powiedzieć tylko, że samo użytkowanie programów było niezgodne z prawem (nielegalne), bo bez stosownych licencji producentów. Praktyka wygląda najczęściej tak, że oprogramowanie jest instalowane z oryginalnego nośnika (bądź ze sporządzonej zgodnie z prawem jego kopii zapasowej) kupionego przez urząd czy firmę (czyli legalnego), tylko liczba zainstalowanych i równocześnie użytkowanych kopii programów jest większa niż na to pozwala licencja producenta lub lokalne prawo. Mało tego, często taka instalacja odbywa się na wyraźne polecenie kierownictwa, nakazujące najpierw zainstalować programy do testowania przez wszystkich, a potem kupić tyle licencji, ile jest naprawdę niezbędne (bez przypominania, że zbędne trzeba odinstalować).
W kontekście uwag z p.4 zapowiedź ukarania pracowników korzystających z oprogramowania zamiast tych, co polecili i wykonali instalację, wygląda na wykręcanie się szefostwa od odpowiedzialności.