Szczuplejsi bez mięsa
Jedzenie mniejszych ilości mięsa może być kluczem do utrzymania zdrowej wagi ciała. Specjaliści nie zalecają jednak wykreślania steków i kotletów z menu jako jedynej metody zrzucenia zbędnych kilogramów. Lepiej postawić na różnorodność pokarmów (American Journal of Clinical Nutrition).
W ramach europejskiego studium analizowano przypadki prawie 400 tys. dorosłych osób, które biorą udział w zakrojonym na szeroką skalę projekcie poszukiwania związków między dietą a nowotworami. Okazało się, że jedzenie mięsa wiązało się przyrostem wagi, nawet jeśli dwóch ludzi – miłośnik mięsa i zwolennik większych ilości produktów innego rodzaju - spożywało tę samą liczbę kalorii. Jak donoszą akademicy z Imperial College London, najsilniejszy związek odkryto w przypadku przetworzonego mięsa, takiego jak szynka czy kiełbasa.
Uczestnicy studium pochodzą z 10 europejskich krajów. Na początku wszystkich ważono i mierzono. Po 5 latach ponownie proszono o podanie wagi. Ochotnicy wypełniali też szczegółowy kwestionariusz dot. odżywiania.
Badacze stwierdzili, że zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet spożycie mięsa wiązało się ze wzrostem wagi. Związek pozostawał istotny statystycznie po uwzględnieniu ogólnego "poboru" kalorii i aktywności fizycznej. Porównując dwie osoby, które dostarczały swojemu organizmowi tyle samo kalorii, autorzy badania wyliczyli, że dodatkowe 250 g mięsa dziennie prowadziło w ciągu 5 lat do zwiększenia wagi ciała o 2 kg.
Uzyskane wyniki przeczą teorii, że dieta wysokobiałkowa z obniżoną zawartością węglowodanów sprzyja chudnięciu. Naukowcy nie wiedzą, czemu mięso prowadzi do tycia w grupie osób spożywających identyczną liczbę kalorii, ale spekulują, że pokarmy o dużej gęstości energetycznej, np. mięso, zmieniają sposób regulowania apetytu przez organizm (gęstość energetyczną można obliczyć, dzieląc liczbę kalorii przez wielkość porcji podaną w gramach; mniejsza liczba oznacza niższą gęstość energetyczną).
Zalecałabym ludziom kontrolowanie spożycia mięsa, by w ciągu życia zachować prawidłową wagę i dobre zdrowie – podsumowuje liderka zespołu dr Anne-Claire Vergnaud.
Komentarze (10)
Jurgi, 26 lipca 2010, 15:43
Można się przestawić na parówki: dieta prawie bezmięsna.
pogo, 26 lipca 2010, 23:26
ja to chyba właśnie muszę zrezygnować z parówek na rzecz steków i szynki...
i już za ok 15 lat będę miał wagę w normie (znaczy w sumie to będzie górna granica normy bo teraz to też niby BMI w normie ale jakiś strasznie chudy jestem...)
valdi, 27 lipca 2010, 12:22
Jestem na diecie nisko węglowodanowej od 4 lat. Schudłem parę kilo, utrzymuję wagę bez problemów w okresach, gdy nie ćwiczę. Jem same warzywa z mięsem. Nie głodzę się i wytrzymuję bez problemów, nie odbieram tego jako wyrzeczenie i smakuje mi wszystko co robię.
Zgodzę się co do przetworzonych produktów. Każde mięso które jem przygotowuje sam, w większości bez tłuszczu. Cenowo wychodzi porównywalnie, jakości nie ma co porównywać.
KONTO USUNIĘTE, 27 lipca 2010, 16:15
Nic nie przeczą!.Clou w tej "obniżonej zawartości węglowodanów".Na diecie wysokobiałkowej (zero węgli,minimum tłuszczy) "chudnie się w oczach".Organizm do strawienia białek pokarmowych potrzebuje energii,którą w tyn przypadku czerpie "z siebie".
Uwaga:dłuższe stosowanie tej diety rozwala nerki.
czesiu, 27 lipca 2010, 16:22
Dopiero jak na poważnie zaczniesz przekraczać 2gr białka/1kg wagi, czyli dotyczy to głownie kulturystów z 5-8gr/kg...
KONTO USUNIĘTE, 27 lipca 2010, 16:31
@czesiu:
Oczywiście,ale w diecie wysokobiałkowej jest jeszcze problem niefizjologicznych proporcji białek do tłuszczy i węgli.
A i jeszcze:
wcale nie musi być związana z jedzeniem mięsa.
Jurgi, 27 lipca 2010, 18:57
Jeśli masz podobny metabolizm, jak ja, to nie poskutkuje. Pół życia bezskutecznie próbowałem przytyć. Wreszcie dałem sobie spokój.
Po trzydziestce pewnie zacznie ci najwyżej brzuch rosnąć, zwłaszcza, jak będziesz pił słodzone napoje. )
inhet, 28 lipca 2010, 00:09
Szczególnie te słodzone chmielem, no nie?
czesiu, 28 lipca 2010, 00:56
ja odnoszę wrażenie, że w tym względzie jest to sztuczny problem, wszak w efekcie końcowym liczy się przede wszystkim sama kaloryczność i akurat więcej białka działa stymulująco na mięśnie, o czym zresztą był art na KW
mikroos, 28 lipca 2010, 09:08
No właśnie wcale niekoniecznie Każdy ze składników pokarmowych potrzebuje innej ilości energii, żeby go strawić. Jeżeli więc zjesz np. 50g białka i 50g węgli (szczególnie prostych), to strawienie węgli jest znacznie prostsze, przez co energetyczna nadwyżka netto będzie większa, niż w przypadku białka, mimo że kaloryczność jest praktycznie ta sama. Różnicę widać też na poziomie metabolizmu - organizm spala własne rezerwy lub tworzy je na podstawie kilku parametrów, które mogą wyglądać bardzo różnie zależnie od typu pokarmu (sam wiesz przecież np., że cukry proste powodują szybki przyrost poziomu insuliny, a ta z kolei sprzyja powstawaniu tkanki tłuszczowej), są też różnice w przyswajalności różnych typów pokarmu, więc pokarm o tej samej kaloryczności mierzonej jako energia wytwarzana podczas spalania w kalorymetrze może mieć zupełnie inną "kaloryczność efektywną" dla organizmu.