Podobne, a jednak inne...
Mimo że tak się wcześniej wydawało, duże nieloty południowych kontynentów, np. emu, kiwi, kazuary czy strusie, nie mają jednego wspólnego przodka. Każdy gatunek odszczepił się od innego mającego zdolność do lotu poprzednika (Proceedings of the National Academy of Sciences).
Edward Braun i zespół z Uniwersytetu Florydzkiego zaczęli badać bezgrzebieniowce (Ratitae), gdy zauważyli podczas analiz genetycznych, że nie tworzą one naturalnej jednolitej grupy. Zamiast tego należą do spokrewnionych, lecz odrębnych grup, obejmujących także ptaki latające, m.in. kusacze.
Wcześniej bezgrzebieniowce stanowiły podręcznikowy przykład specjacji allopatrycznej, a więc powstawania nowych gatunków w wyniku odseparowania geograficznego. Bariera utrudnia wtedy fizyczny kontakt między populacjami, które ewoluują niezależnie.
Sądzono, że praprzodek nielotów żył na Gondwanie, superkontynencie, z którego wyłoniły się m.in. Afryka, Indie, południowo-wschodnia Azja, Ameryka Południowa, Australia i Nowa Zelandia. Populacje, które trafiły na inne "kawałki" lądu, rozwijały się niezależnie i tak pojawiły się emu, strusie itp.
Dysponując nowymi danymi, Braun uważa jednak, że było zgoła inaczej. Przodkowie bezgrzebieniowców sami przenieśli się, a konkretnie przefrunęli na południowe kontynenty już po rozpadzie Gondwany. Trzeba pamiętać, że proces rozchodzenia się płyt był powolny i ptaki nie musiały pokonywać ogromnych odległości.
Odkrycie Amerykanów oznacza przeorganizowanie systematyki. Okazuje się, że emu są bliżej spokrewnione z latającymi kusakami niż z innymi nielotami. Poza tym bezgrzebieniowce to efekt ewolucji równoległej. Różne gatunki, które zamieszkiwały odmienne środowiska, zaczęły się zmieniać w bardzo podobny sposób. Czemu tak się stało? Aby to sprawdzić, trzeba zbadać geny leżące u podłoża ścieżek rozwojowych poszczególnych bezgrzebieniowców.
Komentarze (0)