Płytki i dywany ze ślimaczych odchodów
Gdy holenderska projektantka Lieske Schreuder zauważyła, że ślimaki Helix aspersa maxima chętnie żerują na papierze i kartonie, postanowiła sprawdzić, co się stanie, gdy im się zaserwuje ich kolorowe wersje. Okazało się, że mięczaki nie absorbują pigmentów i je wydalają. Zagospodarowując zutylizowany przez ślimaki materiał, artystka wykorzystało go do uzyskania... płytek podłogowych.
Odchody wrzucano do maszyny, która mełła, mieszała i prasowała. Ponieważ z ekskrementów da się także uzyskać delikatne nici, Holenderka przebąkuje coś o dywanach.
Na swojej witrynie Schreuder opowiada, że wszystko zaczęło się od plagi ślimaków w ogródku przed 4 laty. Jej pokłosiem było założenie profesjonalnego laboratorium. Chodząc po ogrodzie czy ulicach, nieustannie stąpamy po ślimaczych odchodach. Nie jesteśmy tego świadomi, ponieważ są bardzo drobne i przypominają kurz. Zaczęłam przez to myśleć o sytuacji, w której ekskrementy miałyby [jakąś] barwę.
Nici do przyszłych dywanów mają 5 mm średnicy. Formuje się je ręcznie za pomocą szpachelki. Jeden metr powstaje przez godzinę z 6 g ściśniętych z autorską mieszanką odchodów. Aby uzyskać taką ich ilość, trzeba spędzić 6 dni z 7 ślimakami.
Komentarze (1)
Sławko, 29 listopada 2013, 14:20
Ludzie robią czasami naprawdę dziwne rzeczy. Aż trudno to komentować.