Języki ubożeją?
Technologie informatyczne spowodowały, że informacje krążą szybciej niż kiedykolwiek wcześniej, a każdy z nas ma dostęp do ich znacznie większej ilości niż mieli nasi przodkowie. Tym bardziej mogą dziwić wyniki badań, z których dowiadujemy się, że rewolucja cyfrowa powoduje, iż języki... ubożeją. Grupa włoskich naukowców twierdzi, że nowe wyrazy pojawiają się wolniej niż w przeszłości, a stare szybciej przestają być używane.
Uczeni, podejrzewając, że nowoczesne narzędzia, jak na przykład automatyczne słowniki sprawdzające poprawność tekstu mogą zapobiegać powstawaniu nowych słów, sprawdzili dynamikę 107 angielskich, hiszpańskich i hebrajskich wyrazów, korzystając z bazy 10 milionów słów zdigitalizowanych przez Google Books. Pochodzą one z około 4% wszystkich istniejących książek. Analizowane słowa występują w dziełach stworzonych pomiędzy rokiem 1800 a 2008.
Jednym z najbardziej zdumiewających odkryć, jakich dokonali było stwierdzenie, że na przestrzeni ostatnich 10-20 lat z języków zniknęło więcej wyrazów niż w analogicznym czasie w we wcześniejszych okresach. Jednocześnie okazało się, że dodawanych jest mniej nowych wyrazów. A to oznacza, że zasób słownikowy współczesnych języków się kurczy. Uczeni podejrzewają, iż częściowo winne są automatyczne narzędzia do sprawdzania pisowni, które powodują, że w e-mailach i SMS-ach używanych jest mniej wyrazów, gdyż te rzadsze oznaczane są jako błędne. Ponadto nowoczesne technologie znacznie zwiększyły dominację języka angielskiego.
Włosi spostrzegli też, że nowe słowa pojawiające się w języku rozpowszechniają się znacznie szybciej niż w przeszłości. Może mieć to związek z coraz mniejszym zasobem słownikowym.
Komentarze (11)
wilk, 20 marca 2012, 19:51
Niestety w dobie SMS-ów i Twittera liczy się szybki oraz zwięzły przekaz.
mikroos, 20 marca 2012, 20:21
Czy ja wiem czy niestety? Sam fakt zanikania pewnych słów oraz ubożenia form świadczy o tym, że najwidoczniej nie przechodzą one "selekcji naturalnej" i zwyczajnie nie ma potrzeby ich stosowania w danych okolicznościach. Ostatecznie język ma przecież służyć komunikacji, więc im prostszy język, tym większa jego efektywność.
TrzyGrosze, 20 marca 2012, 21:36
jak również opisowi. Ubogim słownictwem nie wyrazi się sfery uczuć, estetyki, wzniosłych stanów ducha.
Wnioskiem z artykułu (daleeeeko wysuniętym) może być zanik potrzeb tego rodzaju, a tym samym potrzebnych do tego słów.
mikroos, 20 marca 2012, 21:39
I właśnie o to chodzi. Najwidoczniej funkcja ta przestaje być potrzebna, skoro przestaje ona być używana i tym samym wyraźnie traci na znaczeniu.
Jajcenty, 20 marca 2012, 22:10
Nie wiem co o tym myśleć. Z jednej strony uproszczenie, unifikacja i jeden globalny język to czysta oszczędność z drugiej zaprzestanie prac nad automatycznym tłumaczeniem cofnie rozwój AI do ery arytmometrów Leibniza.
wilk, 20 marca 2012, 23:14
To fakt, jest to pewien rodzaj ewolucji języka, tylko chyba bardziej niż z prawdziwych relacji międzyludzkich wynika z narzuconych reguł czy komunikacji bezosobowej. Wydaje mi się, że najbardziej cierpią na tym synonimy, przez co rozmowy stają się szablonowe.
Przemek Kobel, 21 marca 2012, 10:00
Oczywiście, że skomplikowany język jest niepotrzebny. Od lat wiadomo, że dresy mogą się porozumiewać komórkami bez płacenia za rozmowy telefoniczne. Wystarczy mieć trzy telefony i na przemian wysyłać nimi "sygnały". Numery tych telefonów należy wpisać do książki telefonicznej pod hasłami "Tak", "Nie" i "K#$%a".
A tak na poważnie, jeśli ktoś ma fobię do tzw. nauk humanistycznych, lepiej by było, gdyby próbował ją opanować, zamiast propagować tego rodzaju kalectwo.
Jajcenty, 21 marca 2012, 13:48
Ostrożnie z ferowaniem wyroków typu fobia czy kalectwo. Jeśli przeciętna osoba nie jest w stanie poprawnie posługiwać się ojczystym językiem to w oczywisty sposób coś jest nie tak z językiem. Rozumiem potrzebę przynależności do elit ale ja swoją realizuję przez śmianie się z dowcipów o homomorfizmach z trywialnym jądrem.
mikroos, 21 marca 2012, 20:41
W takim razie powinniśmy chodzić na uszach, bo tak co prawda trudniej, ale pokonywanie trudności uszlachetnia? Nie uważam żebym miał szczególnie duże problemy ze stosowaniem języka ojczystego, a mimo to uważam, że zanik pewnych form wyraźnie świadczy o braku zapotrzebowania ze strony użytkowników.
TrzyGrosze, 21 marca 2012, 21:42
No właśnie. Być może to nie lenistwo umysłowe ludzi i niedoskonałość
tylko zanik odpowiadającym im obiektów, rzeczy, czynności, idei. To oczywiste. Skoro jednak bilans słownictwa jest ujemny to nie powstają nowe obiekty, czynności, idee. Postęp cywilizacyjny zwolnił?
Osobiście dbam , aby nie zanikły takie słowa jak zbrocze, jelec, pszeszywanica, surcot, dziwer, szłom,.
Hi, hi na 6 słów, 4 podkreślone na czerwono .
Groteskowy, 22 marca 2012, 14:54
Naukowcy i Wy sami wymyślacie niestworzone historie. Jak widzę powtarza się również bzdury o wielkim i zbędnym skomplikowaniu języka. Odpowiedź jest zapewne znacznie prostsza. Wraz z demokracją, następnie demokracją medialną, a obecnie wręcz anarchią internetową, rażącej prymitywizacji uległa grupa dysponentów języka tj. osób mających na jego rozwój szczególny wpływ.
Ktoś tutaj pisał o potrzebie zwięzłości symbolizowanej przez język sms-ów. To zabawne stwierdzenie. Sms-y są pisane szablonowo. W sposób nierzadko prymitywny. Wcale nie niosą zwięzłych sensów jeśli przez takie rozumieć zbliżanie się do maksymalnego stopnia kompresji językowej. Z taką sytuacją mielibyśmy do czynienia w sytuacji, gdyby sms-y przekazywały w skrótowej formie złożone treści. Tak nie jest. Przekazują w skrótowej formie treści nadzwyczaj trywialne, często zupełnie zbędne. W tym zachowaniu wyrażają się czasy współczesne. Jesteśmy wyjątkowo rozgadani, ale mamy też zarazem nadzwyczaj ubogie treści do przekazania. Stąd giną słowa.
Np. nikt nie rozróżni nudy od melancholii, złości od poczucie zawiedzenia itd. Napisze zamiast tego, że "ma doła" lub że "jest wq*******" i tylko ktoś o wyjątkowo płytkim podejściu do świata może twierdzić, że to w porządku, bo takie rozróżnienia są zbędne. Bywają zbędne. Np. gdy służą zwykłemu zaznaczeniu, że nie ma się nastroju by iść do pubu. Często jednak, np. kiedy chcemy opisać drugiej osobie własne doświadczenia, lub dojść do tego co się dzieje z bliską nam osobą, są rzeczą bardzo ważną. Problem zaczyna się wtedy, gdy psychika - idąc w ślady języka - przestaje te sprawy rozróżniać i człowiek staje się emocjonalnym analfabetą.
To podobnie jak z literaturą. Trzeciorzędna książka może być świetną rozrywką, ale żeby wypowiedzieć bardziej złożone i subtelne prawdy potrzeba czegoś więcej.