Proces przeciwko koncernom muzycznym
Trzyosobowy skład sędziowski sądu apelacyjnego uznał, że pozew przeciwko koncernom nagraniowym ma podstawy prawne i może być rozstrzygany przez sąd. Chodzi tutaj o sprawę Starr vs. Sony BMG, w której koncerny zostały oskarżone o nielegalne ustalanie cen cyfrowej muzyki.
Jej początki sięgają lat 2005-2006 gdy w amerykańskich sądach stanowych i federalnych pojawiło się wiele podobnych oskarżeń. W końcu skarżący postanowili połączyć siły i wystąpili wspólnie z jedną sprawą przed sądem federalnym w Nowym Jorku oskarżając przemysł muzyczny o to, że tak manipuluje cenami, by na każdym pliku muzycznym zarobić około 70 centów.
Podczas wstępnego rozpoznania sprawy w październiku 2008 sąd uznał, że argumenty skarżących, jakkolwiek mogą być prawdziwe, nie stanowią podstaw do rozpoczęcia procesu. W takich przypadkach sąd nie odrzuca pozwu, ale wskazuje, że jest on obarczony błędami technicznymi, które uniemożliwiają wniesienie sprawy.
Obecnie Drugi Sąd Apelacyjny orzekł, że proces może się rozpocząć.
Największą słabością pozwu jest fakt, iż skarżący najprawdopodobniej nie mają żadnych dowodów na poparcie swoich stwierdzeń. Nie są w stanie wskazać żadnej umowy, nazwy umowy czy grupy osób, które w imieniu koncernów mogłyby porozumieć się w sprawie ustalania cen. Twierdzą jedynie, że o tym, iż doszło do ich ustalanie można logicznie wnioskować na podstawie zachowania przemysłu muzycznego.
Oskarżeni bronią się mówiąc, że podobne ceny można łatwo wyjaśnić sytuacją rynkową i racjonalnie podejmowanymi decyzjami biznesowymi.
Sąd Apelacyjny, dopuszczając do procesu, stwierdził: oskarżenie zawiera konkretne fakty,które są wystarczająco do wysnucia przypuszczenia, że sugerowane zgodne działanie to wynik umowy pomiędzy oskarżonymi.
Komentarze (16)
ciembor, 14 stycznia 2010, 14:29
Oby skarżący wygrali sprawę. Może w końcu uda się obalić obecny system dystrybucji muzyki, który nie służy ani artystom, ani konsumentom. Znaczny procent wpływów z nagrania (prawdopodobnie każdy inny człowiek użył by tutaj słowa "płyty"), wędruje do dystrybutorów. Do niedawna było to naturalne, gdyż dystrybucja muzyki była trudnym procesem. Nagraną muzykę trzeba było powielić na znacznej ilości płyt, następnie porozumieć się ze sklepami, rozwieźć te noścniki, a następnie komunikować z punktami dystrybucji w celu sprawdzania ilości towaru na półkach. Dziś już nie trzeba, dziś mamy internet. Każdy ma dysk twarty, każdy dzierżawi łącza, każdy może pobrać dane kiedy chce, nie wychodząc z domu. Tak więc firmy dystrybuujące muzykę mają problem.
A co one robią z tym problemem? Kreują wizerunek poszkodowanych przez "piratów", same tworzą serwisy z muzyką, ale ceny dostosowują do obecnych standardów, licząc na znacznie większe zyski. Pozwalamy się karmić płytami CD, które po pierwsze mają krótką żywotność, po drugie, mają bardzo ograniczoną jakość dźwięku. Ta technologia już dawno powinna iść do lamusa. Niemniej dystrybutorzy nie mogą pozwolić sobie na utratę tak dużego rynku, będą to ciągnąć... i ciągnąć... aż do usranego upadku myśli muzycznej.
Mariusz Błoński, 14 stycznia 2010, 16:56
NIe rozumiem. Proponujesz, żeby sądy decydowały o mechanizmach rynkowych?
Na szczęście to sąd amerykański, więc nie będzie się zbytnio mieszał w rynek. Jeśli udowonią im zmowę, to dostaną po d...., ale sąd nie będzie im przecież narzucał tego, jak mają wyglądać umowy z artystami.
Sądom nic do tego, jak są skonstruowane dobrowolnie podpisywane umowy. Jeśli artysta zgadza się, żeby np. z każdego dolara do niego szło 5 centów, ma do tego takie samo prawo, jak do zgodzenia się na 95 centów czy niepodpisywanie umowy.
Jest i zawsze będzie tak, że "nowy" musi zapłacić frycowe. Debiutujący artysta nigdy i z nikim nie podpisze umowy tak korzystnej, jak gwiazda światowego formatu. Z tej prostej przyczyny, że debiutujących artystów jest na pęczki i to oni zabiegają o wytwórnie, a nie wytwórnie o nich. Jednak im więcej taki artysta sobą reprezentuje i im więcej znaczy, tym więcej może stawiać warunków. Tak, jak w każdym zawodzie.
ciembor, 14 stycznia 2010, 19:48
Tak więc, mam nadzieję, że skarżący udowodni zmowę. Co do reszty, sprecyzujmy co robi wytwórnia
- inwestuje w nagranie płyty;
- nagrywa płytę (koszty nagrania płyty debiutanckiej zazwyczaj nie przekraczają 3000zł, w co wchodzi wynajęcie studia, mix i mastering);
- promuje płytę przez współpracę z czasopismami muzycznymi oraz ustaloną w ramach umowy trasę koncertową;
- wypala nagrania i dystrybuuje je.
Ja tutaj nie piję do istnienia wytwórni jako takiej. Uważam, że podmiot który inwestuje w zespół oraz manager ustalający koncerty i zajmujący się promocją, są niezbędni w profesjonalnych przedsięwzięciach. Twierdzę tylko, że ostatni proces, czyli dystrybucja, nie jest ani ekonomiczny, ani skuteczny. Wielkie koncerny zdają sobie jednak sprawę, że to jedyna rzecz która trzyma ich przy władzy. Dystrybucja nagrań przez internet, znacznie prostsza i tańsza, przyciągnie na rynek nowe podmioty, które mogłyby podpisywać znacznie korzystniejsze umowy. Tak więc wytwórnie promują ten archaiczny CD, żeby klienci nie poszli do konkurencji. Mieliśmy już w Polsce podobną sytuację - upadek komisów po zaistnieniu znacznie ekonomiczniejszego serwisu aukcyjnego allegro. Kiedyś komisy zarabiały krocie na marży - dzisiaj, na szczęście już nie mogą. Tak więc i ceny są faktycznie cenami rynkowymi ustalanymi przez popyt i podaż, a nie tylko przez sprzedawców.
Mariusz Błoński, 14 stycznia 2010, 20:45
Zupełnie się nie zgadzam, że tylko dystrybucja trzyma wytwórnie. Profesjonalne nagranie płyty, stworzenie teledysku, promocja w mediach, dojścia do stacji radiowych itp. itd.
Gdyby tylko i wyłącznie dystrybucja łączyła artystę z wytwórnią, to wytwórnie padałyby jak muchy.
Masz zresztą iTunes i jakoś wytwórnie na tym nie cierpią.
czesiu, 14 stycznia 2010, 23:41
Wymieniłeś głównie koszty działalności wytwórni, to z czego żyją to faktycznie dystrybucja/promocja artysty. Ciekawi mnie jakie umowy mają stacje radiowe i telewizyjne z wytwórniami (tzn kto komu płaci)
Jest to twoje zdanie, czy naukowo i statystycznie stwierdzony fakt? Ja np uważam, że wytwórnie albumy sprzedane przez internet wrzucają do kosza "kiedyś płyty CD były chodliwe, dzisiaj przez kradzież ilość sprzedanych FIZYCZNYCH płyt spadła o X%"
MrVocabulary (WhizzKid), 14 stycznia 2010, 23:57
Kiepski produkt potrzebuje dobrej reklamy. Patrz: Eurowizja.
Mariusz Błoński, 15 stycznia 2010, 00:00
Zresztą, co by nie mówić, na upadek Wielkiej Czwórki się nie zanosi. A wiecie dlaczego?
Już piraci dopilnują, by koncernom nie wyrosła konkurencja. Dla jakiegoś EMI czy Sony BMG spadek sprzedaży o milion plików to niewiele znaczące wahnięcie, dla małej wytwórni niesprzedanie miliona plików może oznaczać bankructwo.
@WhizzKid: innymi słowy Denony czy Maranze to kiepściocha, nie to co chińskie garażowie firmy składające "sprzęt muzyczny" w garażach i opylające go na lokalnych bazarkach. Ci w ogóle reklamy nie mają.
ZoodaVex, 15 stycznia 2010, 00:24
Z czego będziemy żyli - to pytanie zadają sobie "wydawcy" muzyczni i książkowi (którzy stoją w przededniu cyfryzacji, jaka w muzyce już się dokonała). Przypuszczam, że w przyszłości może to być przede wszystkim zarządzanie marką. Mogę się przekopywać przez promocyjne strony różnych garażowych zespołów i ściągać ich darmowe mp3, ale na stronie producenta X mam wykonany satysfakcjonujący wybór i nagranie w wysokiej jakości. Z kolei obecnie sami artyści coraz mniej zarabiają na sprzedaży muzyki, coraz więcej na koncertach i działaniach "bezpośrednich".
Przypuszczam, że wkrótce wielcy producenci będą musieli się pogodzić ze stanem rzeczy i zacząć zmieniać profil działania, a wówczas, kiedy ceny mp3 spadną do paru centów lub pliki będą darmowe, bo pieniądze ulokowane będą gdzie indziej, będziemy świadkami redefinicji pojęcia "piractwa". Nagle się okaże, że to, o co dziś toczy się antypirackie batalie, przestanie być przestępstwem. Zresztą jeśli okazuje się, że 90% ludzi jest przestępcami, to nie wiem, czy coś jest nie tak z ludźmi, czy z definicją przestępstwa.
@ ciembor
Uwaga do jakości nagrań CD: dobrze nagrana płyta CD to najwierniejszy współcześnie nośnik, który w świecie audiofili nie ma równego. Sądzę, że CD jeszcze nam trochę posłuży, szczególnie długo w co bardziej "audiofilskich" gatunkach muzycznych.
czesiu, 15 stycznia 2010, 01:21
Tak ironizując - słaby z ciebie audiofil, skoro nie wiesz, że najwyższą jakość gwarantuje dobry, stary analogowy winyl, który nie musi walczyć z próbkowaniem dźwięku
Mariusz Błoński, 15 stycznia 2010, 11:58
Dyskusje na ten temat (te nasze też) błędnie skupiają się wokół koncernów muzycznych. One sobie poradzą. W ostateczności ogłoszą bankructwo, a zainwestowane pieniądze przepłyną tam, gdzie da się je pomnożyć.
Problem tkwi gdzie indziej. Skoro coraz więcej ludzi uważa, że mają prawo bezpłatnie korzystać z pracy muzyków, to jak to się odbije na tym rodzaju twórczości? Czy nie skończy się tak, że za kilka, kilkanaście lat z muzyki nie da się utrzymać, a więc jej tworzeniem będą zajmowali się tylko i wyłącznie amatorzy, dla których dorobienie sobie 10% do pensji będzie szczytem oczekiwań. Jeśli tak się stanie i ustali się model, że "muzyka jest za darmo", to możemy zapomnieć w przyszłości o Quinnach, Madonnach, Jacksonach i inszych takich... zostaną nam Gracjany Rostowskie.
anasfer, 15 stycznia 2010, 14:00
Myślę że muzyka nabierze na powrót walorów orginalności, i wypłynie szerokim strumieniem z potrzeby serca, a nie dlatego że to dobry biznes - bo każdy śpiewać może, trochę lepiej lub trochę...
Mariusz Błoński, 15 stycznia 2010, 15:49
Sugerujesz, że firmy nie powinny płacić pracownikom, by ci produkowali towary z potrzeby serca, a wówczas chleb i cegły osiągną najwyższą jakość, a klienci będą niezwykle szczęśliwi?
czesiu, 15 stycznia 2010, 23:28
Tak mnie zastanawia, kiedy przestaniesz mieszać artykuły pierwszej potrzeby z artykułami 2, ba 3 potrzeby? Jakoś nie widzę związku pomiędzy muzyką i cegłami.
thibris, 16 stycznia 2010, 02:09
Dlatego że nie produkujesz jednego i drugiego. Oba te "artykuły" to efekt czyjejś pracy i to pracy podstawowej, która daje danemu człowiekowi pieniądze na (prze)życie.
Dlaczego coś mamy nazywać artykułami pierwszej, drugiej, ..., jedenastej potrzeby ? Bez muzyki i filmów przeżyję, bez cegły też, bez chleba, mleka, cukru, ziemniaków, mięsa i pomidorów również. Więc co nam pozostanie artykułem pierwszej potrzeby ? Tlen i H2O ?
ciembor, 17 stycznia 2010, 15:20
Nie jestem audiofilem, a mimo to uważam, że jakość 16bit/44,1kHz nie robi furory, tym bardziej, kiedy ścieżka się tnie i zacina bo plastik się porysował (płyty winylowe są w tym przypadku znacznie znośniejsze dla ucha). Warto zwrócić uwagę na obecne możliwości technologiczne, którymi są jakość 24bit/96kHz (parametry coraz częściej zauważane w domowych kartach, w studio to jest standard) oraz algorytmy kompresji bezstratnej, jak np. FLAC.
anasfer, 18 stycznia 2010, 08:05
Pisząc o "potrzebie serca", miałem na myśli małe wytwórnie płytowe, które nie mają szans w starciu z gigantami. I tak się zastanawiam , skoro potężny kapitał posiada taką władzę, że może cenzurować sieć, to po co wybierać polityków,głosujmy na koncerny medialne.To one zdecydują-KOGO,GDZIE i KIEDY mamy słuchać.