Człowiek znowu zagraża wigoniom
W styczniu dwóch chilijskich policjantów zostało zamordowanych na granicy z Peru. W tym samym miesiącu bandyci zamordowali też Ephraima Mamani Arevillcę, urzędnika odpowiedzialnego za ochronę środowiska. To tylko niektóre z ofiar kłusowników i przemytników zabijających chronionego wigonia.
Ten południowoamerykański ssak, protoplasta alpaki, spokrewniony z lamą i gwanako, już raz znajdował się na skraju wyginięcia. Od czasu podboju Ameryki Południowej przez Hiszpanów zwierzę było masowo zabijane dla włosia. Na niektórych obszarach całkowicie wyginęło. Od kilkudziesięciu lat wigoń jest chroniony i gatunek powoli się odradza. Jednak znowu zagrażają mu kłusownicy, którzy zabijają zwierzęta dla pieniędzy płynących z zachodniego przemysłu odzieżowego.
Obrońcy przyrody, którzy starają się chronić wigonie, sami niejednokrotnie narażają swoje życie i stają się celem przestępców. Eksperci mówią, że w ciągu ostatnich pięciu lat znaleziono ciała około 5000 nielegalnie zabitych zwierząt. A to tylko wierzchołek góry lodowej, gdyż wigonie zyją na trudno dostępnych odludnych terenach, zatem kłusownicy działają bez przeszkód.
Inkowie przez całe wieki korzystali z włosia wikunii. Jednak pozyskiwali je bez zabijania zwierząt, które uznawali za święte. Wyskubywali włosie nie czyniąc wigoniom krzywdy. Biali konkwistadorzy również chcieli mieć dostęp do wyjątkowo miękkego, ciepłego futra wikunii. Zaczęli je pozyskiwać masowo zabijając zwierzęta. Proceder taki trwał do lat 60. XX wieku, kiedy to przy życiu pozostało około 10 000 tych zwierząt. Wtedy to, pod wpływem nacisków organizacji ekologicznych, wprowadzono pierwsze przepisy chroniące wigonie. Najpierw w ogóle zakazano polowań i handlu ich wełną, a w latach 90. rozpoczęto program bezkrwawego pozyskiwania futra w tradycyjny sposób.
Początkowo cały projekt przebiegał bardzo dobrze i wełna trafiała do firm we Włoszech, Szkocji i Japonii. Z czasem okazało się jednak, że wełną zainteresowali się też kłusownicy. Zastraszyli oni niektóre andyjskie społeczności i te przestały pozyskiwać wełnę w bezkrwawy sposób. Inni mieszkańcy Andów, jak np. rolnicy z Boliwii, uważają wikunię za szkodnika i nie przeszkadza im działalność kłusowników. Innym problemem jest fakt, że te społeczności, które bezkrwawo pozyskują wełnę wigoni otrzymują bardzo małe wynagrodzenie. Dla tych społeczności wełna jest istotnym źródłem dochodów, jednak zbyt małym, by wydobyć je z nędzy. Ważący 2 kilogramy płaszcz z wełny wigoni jest sprzedawany nawet za 50 000 USD. To kwota, jaką peruwiańska wioska zajmująca się pozyskiwaniem wełny otrzymuje przez cały rok. Jak więc widać przemysł odzieżowy zatrzymuje dla siebie niemal całe zyski. Nic więc dziwnego, że kwitnie kłusownictwo i niszczony jest kolejny gatunek. Przy takiej polityce przemytu legalne pozyskiwanie wełny jst mało opłacalne.
Ocenia się, że obecnie na wolności żyje 400-500 tysięcy wigoni. Ich populacja nie zwiększa się, a na niektórych obszarach ponownie spada. Jest dość spora, jednak - jak mówią specjaliści - powinna liczyć 7-8 milionów osobników.
Eksperci zajmujący się problemem zauważyli, że produkty z futra zabitych wigoni można bez przeszkód kupić w Szwajcarii, Wielkiej Brytanii i Francji. Prawdopodobnie trafiają one też do Chin.
Południowoamerykańscy obrońcy wigoni powoli zyskują sojuszników. W walkę z nielegalnym handlem włączył się w pewnym stopniu amerykański Departament Spraw Wewnętrznych. Trwają też rozmowy z europejskim oddziałem Interpolu.
Komentarze (0)